Przed przeczytaniem poniższego tekstu upewnij się, czy znajdujesz się w odpowiednim miejscu. Chciałbym rozpocząć serię przemyśleń, dosyć osobistych – być może pisanych pod wpływem spontanicznych przemyśleń czy wydarzeń, które mnie spotkały. Zdaje sobie sprawę, że te wpisy mogą nie być czytane jak wcześniejsze wpisy pisane po części z pasji, po części dla wyświetleń. Mam nadzieję, że oddadzą cząstkę mnie, która na zawsze pozostanie w Internecie.
Dobra, koniec z „poruszającym wstępem”. Rzeczywiście, w głowie szykuje się dosyć ciekawa seria, w której poruszę tematy rowerowo-społeczno-psychologiczno-filozoficzne. W końcu nie samymi rowerami człowiek żyje, prawda?
Jeśli dalej tu jesteś, serdecznie zapraszam do dalszego czytania. Oto pierwszy epizod serii WOLNOBIEG MYŚLI. Gdzie będzie zamieszczana? Nie wiem, chciałbym, żeby nie było to tylko na tym blogu. Serdecznie zapraszam.
Wolność rowerzysty to mit. Sami się jej wyzbyliśmy.
Czy rowerzyści są wolni?
Pewnie tak. Dlaczego?
18 sierpnia, sobota, ciepły poranek.
W tle właśnie radio gra „Dziadek Polka” – dżingiel audycji Lato z Radiem. Termometr pokazuje 20°C – idealna pogoda na rower? „Tylko gdzie pojechać?” – zastanawia się Marek, student, a przede wszystkim rowerzysta.
Mieszkając w Krakowie, Marek ma sporo opcji: Wiślana Trasa Rowerowa w stronę Tyńca, VeloRudawa czy lasy koło Niepołomic. Wszystkie te trasy są dedykowane rowerzystom – pełna dowolność w ich pokonywaniu. A może by tak do Zakopanego? Da się – ale nie będzie łatwo. Na pewno nie pojedzie główną drogą S7. Chyba że chce spędzić dzień w towarzystwie wściekłych kierowców i wdychać spaliny. Alternatywa? Objazd przez wsie – Glisne, Kasinkę Dolną czy Węglówkę, czyli miejsca, gdzie nawet Google Street View nie sięga.
Oczywiście, taka podróż może mieć swój urok, może być nawet piękniejsza niż jazda utartymi szlakami. Ale ogólna dominacja aut i niewyrozumiałość kierowców sprawiają, że trasa Kraków–Zakopane to prawdziwa mordęga.
Czy kiedyś rowerzyści byli wolni?
Tak, byli. Skąd to wiemy?
Jakiś czas temu przeczytałem książkę Rowerem przez II RP Bernarda Newmana. Newman to nie tylko zapalony rowerzysta, ale też były szpieg. Przejechał Polskę na rowerze tuż po I wojnie światowej, a później jeszcze dwukrotnie po II wojnie. Zwiedził na dwóch kółkach Pomorze, Kujawy, Wielkopolskę, Mazowsze, Śląsk, Podhale, Huculszczyznę, Wołyń, Polesie, Podlasie, Grodzieńszczyznę i Wileńszczyznę – wszędzie docierając rowerem, niezależnie od nawierzchni – szosa, szuter, bruk oraz krajobrazu – góry, łąki, miasta, bagna. Brzmi jak prawdziwa wolność, prawda?
Swoją drogą jedna z lepszych książek, która oprócz rzecz jasna rowerowego charakteru, zdradza kilka bardzo smaczków z historii. Recenzja tej książki ukazała się na kanale „Okupowana Polska” w serwisie YouTube.
Współczesna kultura rowerowa
Słuchawki, Strava i Instagram – tak można w trzech słowach podsumować współczesnego rowerzystę.
Jak można jeździć w słuchawkach? Ja – przez zbieg okoliczności – od pewnego czasu jeżdżę bez nich. Na początku było nudno, ale z czasem zauważyłem zalety: lepsze skupienie, większa kreatywność, głębsze obcowanie z przyrodą. Więcej o tym pisałem tutaj.
Dziś rowerzyści namiętnie korzystają z aplikacji do planowania tras i liczenia kilometrów. Po zakończeniu trasy klikają „Zakończ”, potem „Udostępnij”, następnie „Instagram”. Komentarze? „🔥” – bezrefleksyjnie, jednoznacznie. Czy o to chodzi – o lajki i poklask? Cała przygoda zamienia się w zbiór cyfr: dystans, spalone kalorie, maksymalna prędkość. Gdzie tu miejsce na eksplorację i zachwyt nad nieznanym?
Czy można romantyzować jazdę na rowerze?
Nie chciałbym, żeby ten esej zamienił się w narzekania starego, zgorzkniałego „boomera”, dlatego oto kilka rad, które romantyzują twoją wycieczkę rowerową.
- Nie liczy się tylko cel, dlatego musisz pokochać proces
- Proces to coś długotrwałego
- Pośpiech wskazany jest przy łapaniu pcheł
- Podczas jazdy podziwiaj przyrodę, dlatego pozbądź się słuchawek
- Jedź dla siebie, nie dla innych
- Jeśli już musisz podzielić się innymi twoimi wynikami, to koniecznie dodaj zdjęcie przyrody
- Żyj „for the plot” – wybierz nieznaną trasę, tam, gdzie nieuniknione będzie zagubienie się, w ostateczności możesz spojrzeć na lokalizację
A ty, kiedy ostatni raz czułeś się wolny na rowerze? Czy wolność na rowerze to tylko nędzne frazesy? Podziel się swoją historią w komentarzu.