Czy zdarza się wam, tak że wstajecie rano i nogi aż same rwą do dwóch kółek? Dokładnie tak się stało w moim przypadku. Szybkie śniadanie i pojawił się przede mną dylemat – gdzie jechać? Dużo słyszałem wówczas o trasie rowerowej VeloPrądnik, która prowadzi doliną Prądnika przez Jurę Krakowsko-Częstochowską. Wpisałem więc hasło „VeloPrądnik” w wyszukiwarkę. Moim oczom ukazał wpis na blogu „Wiatr w szprychach” o jakże intrygującym tytule – „Po wino na rowerze – cz.2 – Jura i VeloPrądnik”. Pobrałem właściwe mapy, wyciągnąłem rower z garażu i w drogę. Czy było warto?
Chociaż swoją wyprawę rozpocząłem w krakowskich Łagiewnikach, swoją przygodę opiszę na trasie most Grunwaldzki – knajpa „Pod Puchaczówką” w Ojcowie.
ZOBACZ TAKŻE: Randka rowerowa. Romantyzm, ruch i relacja w jednym.
Początki zawsze bywają trudne
Most Grunwaldzki – Wawel – Benedyktyńska – Grodzka – Pawia – Montelupich – Aleja Juliusza Słowackiego – Prądnicka – Doktora Twardego – Trasa Wolbromska – Opolska – Białoprądnicka
Tak było, gdy musiałem przedzierać się przez pełne turystów Stare Miasto. Nie było to łatwe przedsięwzięcie, gdyż tylko w kilku miejscach wytyczona jest droga rowerowa, która często jest niewidoczna dla zagranicznych turystów. Później odbiłem na Dworzec Kolejowy oraz przez ulice Prądnicką oraz Doktora Twardego, znalazłem się na II Obwodnicy, skąd można łatwo skręcić na Prądnik Biały, gdzie swoje początki ma opisana na blogu trasa. To była moja pierwsza wizyta w tej dzielnicy Krakowa. Co mnie zaskoczyło, to dobre skomunikowanie z centrum Krakowa (tramwaje, autobusy) oraz spokój jak w bajce.
Pola Witkowickie: W ten sposób stałem się rzepiarą. A może rzepiarem?
Prądnik Biały – Witkowice – Zielonki
Kim jest rzepiara? Jest to kobieta, zazwyczaj influencerka, która miłuje się w robieniu sesji fotograficznych w polu rzepaku. Jak usłyszałem o takich dziewczynach, skojarzenia z rzepiarami miałem raczej negatywne. W końcu jak można bez namysłu wchodzić na czyjeś pole i się fotografować?

W takim przeświadczeniu trwałem do momentu, gdy odwiedziłem Pola Witkowickie – lekko pagórkowaty teren, pokryty aż po horyzont pobłyskującym w słońcu rzepakiem. Z wrażenia aż zadzwoniłem do siostry, ale ta nie podzielała mojego entuzjazmu. Cóż, trzeba to zobaczyć na własne oczy. Żadne fotografie nie zastąpią klimatu, który tam panował – słońca w zenicie, złota po horyzont i specyficznego zapachu, jaki wydziela rzepak.

No dobra. Ileż można rozczulać się nad rzepakiem? Ruszam dalej w drogę, przez ulice Zielone Wzgórze, Długopolską, przekraczam IV Obwodnicę i w ten oto sposób znalazłem się w Zielonkach.
Byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna
Zielonki – Pękowice – Trojanowice – Januszowice – Korzkiew
Tak pisał w Weselu Stanisław Wyspiański. Po tym co zobaczyłem w podkrakowskich wioskach, jestem w stanie wyobrazić sobie, co czuł ten polski artysta. Zapadająca się chatka, w której mieszka starowinka, obok niej bliźniak, w której zamieszkuje rodzina Nowaków, a za nim poletko, na której rolnik próbuje zasiewać ziarno. Wszystko to obok kościoła, którego wieża kładzie cień na odpoczywających mieszkańców. Dokładnie tak wyglądały następne wioski, które mijałem – Zielonki, Pękowice, Trojanowice, Januszowice i Korzkiew.

Gdy strumyk płynie z wolna, rozsiewa zioła maj
Korzkiew – Prądnik Korzkiewski – Ojców
Po czym poznać, że wjeżdżamy na Jurę? Obok naszej trasy zaczynają wyłaniać się pagórki z wapienia, a tle można dosłuchać się szumu potoku – w naszym przypadku jest to sławetny Prądnik, który swoje początku ma w Sułoszowej niedaleko Olkusza, a ujście w dzielnicy Dąbie w Krakowie. W Prądniku Korzkiewskim wjeżdżamy do Parku Narodowego, o czym informuje nas stosowna tablica.

Podobny plan na wykorzystanie słonecznego weekendu majowego miało dziesiątki innych rowerzystów – gravelowców czy tych z rowerem trekkingowym. Swoją przygodę zakończyłem w knajpce „Pod Puchaczówką” pod Ojcowem. Okolica pachniała mi momentami jak rejony Gruyère w Szwajcarii, no może brakowało gór. Rozległe łąki są? Oczywiście. Płynący leniwie strumyk, jest? Jest. Co prawda nie ma sera Gruyère, ale za to jest wino z Winnicy nad Prądnikiem. Zazwyczaj nie odwiedzam takich miejsc, nie inaczej było w tym przypadku, jednak walory tutejszego wina zachwala pan Bartek – prowadzący blog Wiatr w Szprychach.

VeloPrądnik: Jura Krakowsk-Częstochowska w pigułce. czy warto?
Długość trasy: około 50 kilometrów (w obie strony)
Czas pokonania: 4 godziny (w obie strony)
Nawierzchnia: 90% asfalt, pozostałe (szuter)
Mapa:
Najbardziej wymagający odcinek to bez wątpienia sam Kraków i Stare Miasto opanowane przez turystów. Poza tym droga bardzo przyjemne. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo na trasie, to przejeżdżamy głównie przez spokojne krakowskie wioski. Bardziej niebezpiecznie robi się w Januszowicach, gdzie trzeba przejechać przez ruchliwą drogę nr 794. Czy można się pogubić? Tak, można. Dokładnie tak było w moim przypadku – stąd pewnie moja podróż trwała tak długo. Ale od czego nie zaczynają się przygody, jak nie od przypadkowo odkrytych dróg i zagubienia się? Drogę łatwo można pomylić przy IV Obwodnicy, gdzie trwa aktualnie remont (stan: 1 maja 2025).

Przyjemna, relaksująca i niewymagająca większego wysiłku – taka była trasa rowerowa VeloPrądnik po wino z Krakowa do Ojcowa. Po więcej inspirujących pomysłów na wycieczki rowerowe po całej Polsce serdecznie zapraszam na www.wiatrwszprychach.pl – bloga dla rowerzystów prowadzony z pasją.